niedziela, 29 sierpnia 2010

Koniec lata

Jesień czuć już w powietrzu. W zimnych porankach i wieczorach, w wietrze który nagle zaczął porywać mi kocyk z wózka i czapkę z głowy mojego Robaka.
Szczerze mówiąc to się nawet cieszę. Wszystko ma swój czas a lato mnie porządnie wymęczyło. Miłą odmianą jest nie dyszeć z gorąca w ciągu dnia i spać opatulonym w ciepłą kołdrę, zamiast pocić się pod prześcieradłem. Poza tym takie chłodne (jeszcze nie zimne) dni, kiedy świeci słońce są naprawdę przyjemne, kolory jeszcze całkiem nasycone i jakoś tak optymizmem mnie generalnie napawają :)

Tak więc dzisiaj po spacerze na którym trochę zlał nas deszcz, zjedliśmy całkiem ciepły obiad :)
Główną rolę grały kotlety mielone mojej mamy - zdobyczne z wczorajszej wizyty. Zrobione zostały na moje specjalne życzenie bo je bardzo lubię - są z mięsa drobiowego i nadziewane w środku smażonymi pieczarkami z cebulką - pychota. Tak więc nie takie zabójczo niezdrowe, bo drobiowe i tylko obsmażone, a później pieczone w piekarniku.
Do tego zrobiłam sałatkę która na naszym rodzinnym stole gości wyjątkowo często, bo wszyscy ją lubią. Mój sporo młodszy kuzyn ostatnio zaskoczył mnie stwierdzeniem, że kojarzy mu się ze świętami. Mnie zupełnie się tak nie kojarzy, ale ja jestem starsza, być może faktycznie ostatnio sałatka z cieciorką gości u nas na każdą okazję :)

Do zrobienia sałatki potrzebujemy:

puszkę ciecierzycy 
(zawsze biorę z puszki, bo zwyczajnie nie mam czasu na namaczanie, gotowanie itp)
kilka suszonych pomidorów z oleju
ogórek zielony
pół pęczka świeżej bazylii
garść pestek z dynii 
oliwa , sok z cytryny (po łyżce, czy dwie), sól i pieprz na sos

Ciecierzyca wędruje do miski razem z pokrojonym w półplasterki ogórkiem, pokrojonymi w drobne paski pomidorami i posiekaną bazylią. Pestki dyni należy podprażyć na suchej patelni i dodać do sałatki. Dla mnie muszą być koniecznie prażone - zyskują fajną chrupkość i bardzo orzechowy zapach. Składniki sosu wymieszać - powstanie ładna emulsja i zalać sałatkę. Odstawić na 10-15 minut żeby się przegryzła.
Mam w domu oliwę z dyni która jest przepięknie zielona i powinna się dobrze z tą sałątką komponować - spróbuję następnym razem.
A dziś wyglądało to tak:



wtorek, 17 sierpnia 2010

Wycieczka do Grecji

Dzisiaj będzie bez przepisu, bo na kolację znów jemy sałatkę z arbuzem i fetą :) Ale za to zrobiłam ją z produktów kupionych w sklepie z oryginalnymi produktami greckimi. No i... sałatka wyszła o klasę lepiej...
Przede wszystkim kupiłam porządną oryginalną fetę, która oczywiście nijak się ma do większości produktów fetopodobnych które możemy znaleźć na półkach supermarketów. Nie powiem że tych naszych "oszukanych" fet nie lubię, ale ta prawdziwa jakoś lepiej w sałatce "leży". No i oliwki... przepyszne brązowawe oliwki kalamati. Boskie! Całkiem inne niż te całkiem czarne ze słoiczka które - chyba przyznacie - niewiele mają smaku.
Najlepsze są z pestką w środku, ale powiem szczerze, nie bardzo mi się chciało bawić wieczorem w drylowanie :)

Uwielbiam sklepy ze sprowadzanymi z daleka produktami spożywczymi. Jak przychodzi nam ochota jedziemy do naszej ulubionej libańskiej knajpy w której jest również sklep, gdzie można dostać gotowy hummus i pastę bakłażanową, przepyszne gotowe chlebki arabskie jak również sery, największe i najlepsze oliwki jakie jadłam i wiele innych pyszności. Większość produktów jest mi nieznana ale zawsze można spytać obsługę (przemiłą i równie orientalną jak jedzenie) która chętnie doradzi i wyjaśni.

Uważam że warto eksperymentować. Lubię takie mini podróże kulinarne bez ruszania się z Warszawy. Zresztą jak gdzieś wyjeżdżam to lokalne jedzenie jest dla mnie równie ważne jak zwiedzanie bądź leżenie plackiem na basenie (w zależności od nastroju ;))

niedziela, 15 sierpnia 2010

Bazyliowo

Na bazar poszłam po owoce a wróciłam dodatkowo z pęczkiem mięty i bazylii. Przechodziłam obok straganu z ziołami i skusił mnie zapach. Fajnie że teraz bez problemu można dostać piękne pęczki bazylii, mięty, szałwi, rozmarynu. Wszystko jest świeże i wygląda o niebo lepiej niż doniczkowe zioła w supermarketach. Mięta powędruje do mrożonej herbaty, a bazylia wylądowała w pesto.





Pesto powstało wczoraj wieczorem z:

pęczka bazylii
orzeszków piniowych uprazonych na patelni
parmezanu
oliwy z oliwek
odrobiny soli

Wszystko wrzuciłam od malaksera i porządnie zmieliłam.



W domu oboje uwielbiamy pesto. Jemy je na różne sposoby; oczywiście z makaronem (czasem z jakimis dodatkami, czasem samo), z domowa sałatka caprese, z kanapką z pomidorem, czasem jako dodatek do grillowanego kurczaka a mój mąż potrafi podjadać samo - łyżeczką z miski :) Wydaje mi się że proporcje zależą od smaku osoby która poźniej będzie to jeść - orzeszki piniowe mają dość wyrazisty smak i myślę że przedawkowanie może być uciążliwe ;). Ja zużyłam duży pęczek bazylii. Parmezan kupiłam już starty, ale za to prawdziwy Parmigiano-Reggiano - dodałam ok 60 g, orzeszków piniowych ok 20 g, oliwy z oliwek myślę że około 150 ml. Można dodać czosnek i zwykle dodaję, ale wczoraj zwyczajnie zapomniałam. Wyszło równie smaczne bez czosnku.

Na takie upały proste obiady bardzo sie sprawdzają, więc jutro zwykłe kluski z pesto - nie będzie przy nich zbyt dużo roboty, a na pewno będzie smacznie.

sobota, 14 sierpnia 2010

Ząb zupa zębowa ;)

Tytuł przewrotny a bedzie o knedlach :) ze śliwkami na dodatek, i robionych samodzielnie pierwszy raz w zyciu. Co do przepisu to dokładny chyba nie istnieje. Kiedy spytałam sie mojej babci jak dokładnie robi knedle to tak sie przejęła że dzwoniła do mnie kilka razy w obawie ze proporcje które mi podała nie będą właściwe. W końcu stanęło na tym, że ciasto ma byc "takie bardziej zwarte niż na kopytka" ;)
Tak czy inaczej wykonanie zaczęło się wczoraj od gotowania ziemniaków. Dzis zostały przeciśnięte przez praskę a ja poleciałam na bazar po śliwki (i nie tylko ale o tym później).
Po powrocie do domu czekała mnie jednak najważniejsza chwila dzisiejszego dnia a mianowicie wykrycie u Robaka zęba. Lewej dolnej jedynki konkretnie :-) Druga sie szykuje do wyjścia, a wszystko jakoś tak bezobjawowo. Bez płaczów, gorączek, marudzenia - po prostu patrzę - a tu ząb. Sprawa dla mnie niezwykle szczęśliwa ponieważ po pochwaleniu się połowie rodziny usłyszałam, że w związku z tym że to JA odnalazłam zęba należy mi sie od mojego Męża prezent i to podobno najlepiej biżuteryjny :)

Ale wróćmy do knedli; do zrobienia potrzebujemy:
ok 600-700 g ziemniaków (na mniej wiecej 18 knedli)
2 jajka (my kupujemy zerówki lub jedynki)
mąka - około 400-500 g, ale to naprawde zależy i od ziemniaków i od pogody
śliwki węgierki - pozbawione pestki, ja wkładam do knedli połówki, ale to zależy od wielkości śliwek
duży garnek z gotująca się powoli, osoloną wodą z odrobiną oleju

Ciasto wyrabiamy tak aby bylo w miarę zwarte ale dawało sie łatwo zlepić. Odrywamy po kawałku, rozpłaszczamy w placuszki, do środka wkładamy po połówce śliwki i troszeczke cukru (może być też odrobina cynamonu). Szczelnie zalepiamy, formujemy w kuleczki. Gotujemy w osolonej wodzie ok 2-3 minut od momentu wypłynięcia klusek na wierzch.


My z Mężem zjedliśmy knedle ze śmietaną, cukrem i cynamonem i były całkiem niezłe. Polecam.


Wieczorem jak już temperatura spadnie do przyzwoitego poziomu będę robić domowe pesto bazyliowe.
Należy spodziewać się relacji ;)

piątek, 13 sierpnia 2010

"Hot town, summer in the city "

Mamy piękne lato, temperatury prawie tropikalne. Gdyby można było siedzieć na plaży nad morzem lub nad jeziorem zapewne byłoby cudownie. Ale jestem uwięziona w dużym betonowym mieście i jedynym wytchnieniem bywa balkon i to na dodatek po południu, kiedy słońce przetoczy się już na drugą stronę naszego bloku...
Z utęsknieniem czekam na wieczór, kiedy można wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem.

Dlatego na dobry (mam nadzieję) początek - sałatka na upalne wieczory w mieście. Odświeżająca i ochładzająca. Zaczerpnięta z programu Nigelli Lawson - być może odrobinę zmieniona bo robiłam ją z pamięci :) Dla mnie świetna bo jak mówią "ze słodyczy najbardziej lubię śledzia" a ta sałatka łączy słodkości z pikantnymi smakami.



Potrzebne będą:
arbuz
ser feta
czarne oliwki
czerwona cebulka
sok z limonki
świeża mięta

Arbuza kroimy na spore trójkąty, w podobne kawałki kroimy fetę. Cebulkę pokrojoną w piórka zalewamy sokiem z limonki dzięki czemu straci swoją ostrość. Po odciśnięciu cebuli sok zużyjemy do wykonania dressingu - trzeba go wymieszać z oliwą z oliwek. Liście mięty rwiemy na kawałki.

Mieszamy ze sobą delikatnie wszystkie składniki i polewamy dressingiem - smacznego :)